Do Europy fasola trafiła dopiero w 1528 roku w ręce kanonika Piero Valeriano, który zasadził jej ziarna do ziemi, które z kolej dostał od papieża Klemensa VII przybyłe na statku z Indii Zachodnich. Jeżeli chodzi o medycynę chińską to właściwości zdrowotne związane są z rodzajami fasoli i jej kolorami. I tak: warzywa strączkowe w kolorze zielonym są związane z elementem drzewa i oddziaływają na wątrobę i pęcherzyk żółciowy – dla przykładu: fasola mung, zielony groszek i fasola szparagowa. Później mamy element ognia związany z sercem i jelitem cienkim i strączki mają kolor czerwony – fasolka adzuki, czerwona soczewica i fasola nerkowata. Kolejny to element ziemi i kolor żółty i związane z nim organy: żołądek i śledziona – trzustka i odpowiednio działają na te organy – ciecierzyca, soja i żółty groszek. Z metalem czyli płucami i jelitem grubym korelują fasola jaś, fasola lima i fasola północna w kolorze białym. Kolejnym jest element wody i kolor czarny, brązowy lub ciemny i wpływają na nerki i pęcherz moczowy i doskonała jest czarna fasola, czarna soja i soczewica brązowa. Przy diecie roślinnej to potężne źródło białka, tłuszczy i węglowodanów i by poprawić „fasolowe szaleństwo trawienne” dobrze przyrządzać je z tłuszczem dodawać sól czy glony i wodorosty. Gazy po strączkach powstają z powodu trisacharydów i kiedy wszystko jest z ciałem w porządku enzymy rozbijają je na cukry proste i wówczas wszystko się trawi. Najłatwiejsze do strawienia są fasola adzuki, soczewica, fasola mung i groszek i mogą być spożywane często.
Soja i czarna soja są ciężkostrawne, a nadmierne spożywanie produktów sojowych może pogorszyć zdolność organizmu do trawienia i osłabiać system nerek – nadnerczy. Jeżeli chodzi o łączenia pokarmowe to strączki najlepiej spożywać z warzywami pozbawionymi skrobi i wodorostami oraz glonami i produktami sojowymi. Na koniec gotowania dobrze doprawić solą morską, sosem sojowym, pastą miso, jeżeli posolimy fasolę przed gotowaniem nie ugotuje się dobrze i będzie się gorzej trawić. Sól pomaga w trawieniu produktów wysokobiałkowych. By nie było „gazów” dobrze użyć do gotowania komosy piżmowej, która pomaga jednocześnie w zwalczaniu pasożytów, kminku lub kopru włoskiego. Oczywiście bardzo istotnym czynnikiem jest namaczanie strączków przez minimum 12 godzin, by efekt był lepszy można wymieniać wodę kilka razy, samo namaczanie powoduje początek kiełkowania w ziarnach, a tym samym „uaktywnia” zawartość minerałów, a gdy podczas procesu gotowania pojawi się piana należy ją zebrać i gotować bez przykrycia. Można ją zamarynować w occie i oliwie w proporcji dwa do jednego. Jeżeli chodzi o kombinacje odpowiednich przypraw to dobra jest mięta i czosnek i można użyć również kolendrę kminek i i imbir, doprawiać także szałwią, tymiankiem i oregano oraz koprem włoskim i bazylią.
Kukurydza jest czującym lustrem, dla ludzi, którzy ją uprawiają.
Edgar Anderson
Dla kultury Majów kukurydza stanowiła rdzeń ich kultury zarówno w sensie kulturalno – duchowym jak i gospodarczo – społecznym. Poczynając od samego Boga kukurydzy, którego żywot odzwierciedlał cykl wegetatywny samej rośliny, a który manifestował się w dwóch aspektach jako bóg płodności oraz burzy i deszczu, był dla Majów jednym z najważniejszych bóstw. Ponieważ to właśnie od łaski i niełaski tego boga zależało życie całej kultury, która głównie uprawiała tą właśnie roślinę. Rytualnie odprawiano ceremonię na część czterech kierunków związanych z czterema kolorami kukurydzianej kolby – białej, czarnej, czerwonej i żółtej. Jedne z pierwszych odkrytych artefaktów przedstawiają boga kukurydzy. Do tej pory wśród badaczy pokutuje teza, że powodem wyginięcia potężnej kultury Majów wokół kompleksu piramid była klęska nieurodzaju i wyjałowienia gleby potrzebnej do uprawy min. kukurydzy. W majańskiej księdze „ Popol Vuh” jest napisane, że w początkowym okresie bogowie stworzyli ludzi z błota – jednak ich ułomność okazała się zbyt wielka i drugim materiałem z jakiego stworzyli ludzką rasę było drewno, jednak i tym razem inteligencja nowych istot pozostawiała wiele do życzenia i po odkryciu rosnącej kukurydzy postanawiają w końcu z jej pomocą podjąć trzecią już próbę stworzenia rozumnych istot dodając do kukurydzy własną krew. Tak według wierzeń Majów powstaje człowiek by przez kolejne milenia rozwinąć swój „rozum” by w konsekwencji jego religią stała się kultywacja „świętej” dewastacji. Powodem wyginięcia wszelkich kultur i gatunków jest nie kto inny – tak, tak, tak – tylko on…To nie gniew bogów, a głupota i zachłanność ludzi coraz szerzej otwierają bramy piekieł.
Z posługą kapłańską do dzikich krajów, prymitywnych ludzi – nieść nowinę zwiniętą w psalmy i pieśni wykończoną ostrzem i ogniem, ekonomiczną zagładą czy hodowlą nowej genetyki. Patrzę na zagadnienie GMO w nieco szerszym zakresie biorąc pod uwagę postępujące zmiany klimatu i bardzo realne możliwości następujących po sobie nieurodzajów – jako realną możliwość dla rozmnażającej się w zastraszającym tempie populacji Zombi wyhodowanej na kombinacji odwodnionych z wszelkich witamin i minerałów paszy social media i zdegradowanej do faktur i zapachów żywności 3.0 na półkach tanich dyskontów w miastach – molochach u podnóża gnijącego środowiska naturalnego – jako realną możliwość utrzymania owych Zombi przy życiu by ich erotyczna fantazja o Armagedonie mogła się ziścić i zmaterializować w sposób jak najbardziej widoczny i dosłowny.
A dwóch kapłanów jak Grant i Begemann z jakże humanitarnej formacji religijno – naukowej o nazwie Monsanto mogli za pomocą swojego różańca lobbingu i politycznych wpływów użyźniać gleby Ameryki Południowej swoimi pociskami modyfikowanej kukurydzy – by w rezultacie osiągnąć rezultaty lepsze niż ich sławny i kochany agent orange. Tak się drodzy moi pisze scenariusz pod „The 100”. Z perspektywy postrzegania środowiska naturalnego jako manifestacji boga – bardzo interesujące wydaje się postrzeganie lepszych poprawionych genetycznie płodów rolnych i gatunkowych. Witamy w „Grze o tron”. Poczujmy smak tego popcornu 3.0 podczas projekcji nowego sezonu „Homeland” albo „Walking Dead”. Darwinowskie szczytowanie!
Natomiast wracając do prawdziwej i niepoprawionej kukurydzy to w dietetyce chińskiej jest ona moczopędna powodując usuwanie wody z organizmu oraz przyczynia się do lepszego utleniania i wspiera metabolizm. Wspomaga serducho! Pomaga trawić i jest bardzo pożyteczna dla stanu i kondycji naszego uzębienia oraz jest bardzo użyteczna podczas schorzeń nerek. Już plemiona Hopi i Navajo hodując jej niebieską odmianę instynktownie wiedzieli zapewne (a może nie wiedzieli) o jej dobroczynnych dla zdrowia właściwości i jest o wiele bogatsza w białko, magnez, żelazo oraz potas.
Na zupę, puddingi, kremy i ciasta
Nasze dynie i pasternaki to powszechne składniki,
Jemy dynie rano i jemy w południe,
Nie byłoby nas gdyby nie dynie.
Piosenka amerykańskich kolonizatorów
Chcesz z dyni – wołał poprzez rozwrzeszczany korytarz rosły i pryszczaty Mieciu z ósmej b, którego autorytet wzmocnił fakt podwójnego kiblowania rok w szóstej i dodatkowo rok w siódmej. Jednak kilkanaście wcieleń wcześniej zaliczając po drodze kilka wizyt w królestwie zwierząt był cwaniackim i dość rozpijaczonym Irlandczykiem i w owym czasie jego inteligencja była nieporównywalna do tej jaką odziedziczył obecnie jako gruboskórny Mieciu. W owym czasie w Irlandii, kiedy Mieciu był Jackiem wracając po upojniej imprezie w karczmie ów Jack spotkał samego diabła przez duże B, któremu wisiał swą własną duszę za uwaga – butelkę piwa. I namawiając wspomnianego diabła by ten zamienił się w pieniążek na którym Jack narysował krzyż i którym miał nasz irlandzki Mieciu zapłacić za trunek co zaowocowało schowaniem diabła w postaci pieniążka (wiadomo) w sposób taki, że biedny diabeł nie mógł powrócić do swej cielesnej formy i wówczas za obietnicę zachowania swojej duszy Jack przywrócił diabłu starą postać by w rezultacie kilka lat później znów go wystrychnąć na dudka tym samym trikiem jednak wiążąc go na jabłoni. Jednak Jack musiał umrzeć i umarł. I kiedy trafił do nieba, wówczas niebiańscy rezydenci z tytułu jego pijaństwa i hulaszczego trybu życia – odmówili mu wieczystego szczęścia w niebiosach, a po drugiej stronie spotkał wykiwanego przez samego siebie diabła, który przyrzekł przecież, że nie weźmie w posiadanie jego duszy jednak okazał się bardziej łaskawy od swoich niebiańskich oponentów, gdyż wręczył Jackowi mały węgielek by oświetlał mu drogę podczas wiecznej wędrówki w ciemnościach, a ten umieścił ów węgielek w rzepie, by później jego rodacy na pamiątkę umieszczali świece w dyni. Jak wiemy amerykanie kochają dynie – robią z niego ciasta, chleby, piwa i oczywiście dyniowatą obsesję święta Halloween z całym tym pierdolnikiem. Choć trudno w to uwierzyć dynia jest spokrewniona z arbuzem, melonem i ogórkiem. W medycynie chińskiej dynia wzmacnia Qi i środkowy ogrzewacz a jej natura jest neutralna lub ogrzewająca, a smak słodki. Ma też sporo witaminy A pochodzącej z karotenu i sporą dawkę węglowodanów. W Europie zalety dyni sławił Pliniusz w te oto słowa: „dynia nadaje blasku ludzkiemu życiu i jest balsamem na kłopoty.” W Indochinach uważało się że wielki potop przetrwali brat i siostra płynąc we wnętrzu wielkiej dyni. Największe dynie odnaleziono w Wielkiej Brytanii – o obwodzie 4,5 metra i wadze 600 kg, a dyniową rekordzistką świata była ta wyhodowana w Szwajcarii o wadze ponad tonę.
Konkludując, być może z naszej „zdroworozsądkowej” perspektywy wierzenia rdzennych ludów brzmią jak naiwne bajki i legendy – swoiste opowieści dla dzieci – jednak w każdym micie jest ziarno prawdy, jednak najważniejsze wydaje mi się odzyskanie szacunku do pokarmu, bowiem okazać się może, że ta nasza „nowoczesność” nie zagwarantuje, że ta technologiczna utopia będzie trwała w nieskończoność i zrozumiemy jeszcze za naszego życia, że rośliny i zwierzęta w większym stopniu decydują o naszym być czy nie być. Tym bardziej, że znakomita większość z nas żyje w „kwadratowych karmnikach” kwadratowych miast kompletnie tracąc połączenie ze źródłem istnienia i odczuwaniem prawdziwego świata, który nie zmienia swojego statusu na fejsie, a wprost przed naszymi oczyma. Tu słyszę – nie słyszę. Tu widzę – nie widzę.