Wyobraź sobie coś niesamowicie soczystego o delikatnym aksamitnym i orzeźwiającym smaku i kiedy to słońce pali niemiłosiernie, a święty deszcz już dawno nie napoił wyjałowionej ziemi – jednak ty nie musisz się martwić, oj nie – ty przyjacielu żyjesz w najlepszym z modeli symulacji interaktywnej napisanej zmyślnym algorytmem dla populacji ludzi robotów – by ich mechaniczny Babilon uświęcił przeznaczenie królewskiego gatunku rabunku. Zatem możesz wstać od tej piszczącej maszynki i udać się do najbliższego karmnika o dumniej nazwie „Biedronka” i kupić ananasa.
W promocji. Zaraz pod granatami i pyszniutkim pękatym arbuzem. Bierzesz go do ręki na której Iwatch wskazuje ci cywilizacyjny czas oczyszczenia, muskasz jego włochate łuski i jeb do koszyka! Jedziesz na półkach wciąż hossa – nowy wyśmienity ketchup z wędzonymi śliwkami za 3.40 pln i całe wiadro ogórków małosolnych i grillowa kiełba, która jest tak naszpikowana antybiotykami, że już nigdy nie będziesz chorował na nic. Jedziesz dalej – w koszykach promocyjnych trwa walka o gumowe kroksy i parciane pasy do bagażnika – dawno nie było wojny – myślisz sobie i masz przed oczyma żołnierzy wyklętych z koszulek za 12 złoty i nucisz sobie pod nosem pieśń zwycięstwa nad hordami barbarzyńców uchodźców atakujących koranem z pontonów.
Pik, pik – sześć pięćdziesiąt i dwa grosze. Karta mbank. Pik Pik.
Jednak wróćmy do ananasa. Zaskoczę cię, bo pewnie nie wiesz, że zawiera w sobie mangan. Tak bracie i siostro. Ma to. Amerykańscy naukowcy zbyt wiele o nim nie wiedzą, ale twierdzą, że wchodzi w skład wielu enzymów o bardzo dziwnych nazwach bierze udział jako niezbyt ważny pracownik w tworzeniu tkanki kostnej – co byśmy się nie rozjechali jak automatyczny samochód google i co zapewne cię zaskoczy w syntezie mocznika. Jak byś go szukał więcej to jest w zarodkach i otrębach pszennych a mało jest w pasztecie i kaszance. Ma dużo witaminy C czyli kwas askorbinowy działający niezmordowanie na polu walki o odporność i info dla tych, którzy nie załapią się na kojący nerwy trans-humanizm, a chcą bez wysiłku ćwiczeń cielesno – duchowych zachować powab i świeżość – tak witamina C pomaga w tym. Nawet bardzo, a niektórzy uważają że wręcz wyleczy wszystko nawet śmierć, gdyż żyjemy w czasach że co rusz ktoś wynajduje coś przez chwilę rewolucyjnego, by chapnąć wirtualne dolary i zapaść się w antymaterii internetu. Jak dostaniecie udaru na jachcie w Dubaju to ananas też dobry, a jak w kupie robaki – to też dobry.
U chińczyków jego natura termiczna jest neutralna i jest idealny na gorącą pogodę. Ananasy trafiają do nas z Kostaryki, Indii, Tajlandii i Brazylii, a pierwszy sprowadził je na nasz kontynent Krzysztof Kolumb. Zatrzymajmy się przy Krzysztofie na chwilkę…
Pamiętam czasy komunistycznej szkoły podstawowej i opiewanie Kolumba pod judeochrześcijańskie niebiosa. Super hero, wielki odkrywca nieznanych lądów, pionier niosący światło cywilizacji tubylcom. Przyjrzyjmy się gęstości tego światła…Kiedy Arwakowie ujrzeli piękne okręty hiszpańskiej bandy zwykłych bandytów nie przypuszczali, że los jaki ich spotka stanie się „strategią biznesową” białego człowieka wobec rdzennej ludności na wszystkich kontynentach. Wszyscy wiemy z czego słyną obecnie Bahamy – ziemia Arwaków. „Oświecony biały człowiek” zmienił przez stulecia wszystko w park rozrywki i strefę wojenną – nieprzerwanie zabawiając się w demiurga tworzenia i niszczenia. Ludzka obsesja na punkcie złota i mitycznych skarbów była siłą napędową również dla Kolumba, który przekonał hiszpańską monarchię do sfinansowania wyprawy w zamian za cenny kruszec i bardzo poszukiwane przyprawy. W owym czasie niepiśmienny lud był jak fundament Władzy, która posiadała prawie wszystko i złoto dawało nieograniczone możliwości ekspansji poprzez handel, dlatego europejskie kraje gorączkowo ruszyły na podbój nieznanych poruszających wyobraźnię lądów. Nasz „zdobywca i bohater słał” sprawozdania i listy pełne patetycznych zapewnień i obietnic i w zamian dostawał całą flotę i dużo ludzi. Cel był jasny: śmierć, grabież i zniszczenie. Pokojowa natura ludzi żyjących w względnej harmonii i pokoju i niezwykła szczodrość wobec przybyszy była dla hiszpańskich morderców szokująca i wywoływała szyderstwa i kpiny, których pełno w zapiskach Kolumba.
Pierwszym „towarem” Hiszpanów stali się niewolnicy, których sprzedawał na targu katolicki kleryk. Jednak niewolnicy nie sprzedawali się wystarczająco dobrze, by spłacać ogromne długi. Tym samym rozpoczął pozbawioną skrupułów eksploatację rdzennych mieszkańców Haiti, którzy zmuszeni byli do wydobycia złota, a tym których wyniki były słabe obcinano ręce i pozwalano się wykrwawić, koniec końców złota na wyspie było mało a desperacja Hiszpanów doprowadziła do zagłady połowy Indian na Haiti w 1515 roku, a w wyniku niewolniczej pracy i morderstw z liczącej 25 tysięcy populacji Arwaków w 1650 roku nie ocalał ani jeden członek tej społeczności.
Jednak w istocie wyprawa Kolumba to wyznaczenie wpływów nowożytnego świata od kolonializmu europejskiego, po globalistyczną politykę Korony Brytyjskiej, aż wreszcie hegemonię Stanów Zjednoczonych i ich morską dominację, która stworzyła cały globalny system przepływu kapitału i „wolnego handlu”. Jednak jak wiemy pycha prowadzi do upadku i oto rodzi się konkurent, którego nazwa jest na naszywce twojej koszulki lub jeansów.
Jednak wróćmy do naszego blendera i koktajlu. Zmielona trawa młodego jęczmienia to bogate źródło chlorofilu i witaminy A oraz co ciekawe jest bardzo zasobna w białko – 20 % oraz zawiera tak cenny składnik dla roślinożerców jak B12. Można śmiało nazwać młody jęczmień „super jedzeniem” i jest pokarmem, który jednocześnie daje nam mnóstwo składników odżywczych jak i dzięki obecnemu chlorofilowi – oczyszcza organizm. Chlorofil także odnawia tkanki, powstrzymuje nadmierny rozrost grzybów i beztlenowych drożdży w układzie pokarmowym. Pomaga na zapalenia i owrzodzenia w żołądku i jelitach wspierając odnowę flory bakteryjnej, działa korzystnie przy stanach zapalnych trzustki oraz wspiera leczenie stanów zapalnych na skórze, jest bardzo pomocny przy zapaleniu stawów i co ważne z punktu widzenia medycyny chińskiej buduje krew pozytywnie oddziaływając na wątrobę czyli organ związany z wiosną i wzrastającym yang. Powodem jest podobieństwo struktury cząsteczkowej chlorofilu do hemoglobiny dlatego często nazywa się go „krwią roślin”. Chlorofil jest ochładzający i uspokajający i jest wskazany przy „cywilizacyjnym pierdolniku” w jakim przyszło nam żyć. Dziękujemy ci Krzysztofie po stokroć 😉
Pij mleko koko będziesz spoko. To kopalnia kwasów tłuszczowych. Jego natura termiczna jest ogrzewająca i uspokaja serce. Serce w naukach starożytnych chińskich mistrzów uzdrawiania to Król – tam mieszka nasz Duch – Życiowa Moc. Tam w naukach buddyzmu tybetańskiego „ulokowana” jest świadomość. Wyśmienite przy niedożywieniu i osłabieniu, pomaga w budowaniu płynów Yin, jest wskazane przy problemach z sercem i cukrzycy. Ma sporo manganu, fosforu i potasu i jest dobry dla budowania masy mięśniowej.
Zatem koktajl – pełen mocy.