OBECNOŚĆ - TEKSTY

POKONANIE STRACHU

Chögyam Trungpa Rinpocze
lionsroar.com

Czogjam Trungpa miał daleko idące poczucie historii, jak również głęboko zaangażowany był we wprowadzanie buddhadharmy do zachodniego społeczeństwa. Dlatego podczas wykładów nie zwracał się tylko do swoich najbliższych słuchaczy. Jego życie było poświęcone pomaganiu innym – a wiedział, że niektórzy z nich będą żyć w trudnych czasach, w których będą potrzebować nauk „rock meets bone”, w których się specjalizował. Myślę, że dawał takie nauki za życia, wiedząc, że będą one potrzebne później, nawet jeśli wtedy wydawały się nieco ekstremalne. Nie przedstawiał skandalicznego materiału, by szokować ludzi lub by sobie dogadzać. Wiedział, że świat jest o wiele trudniejszym miejscem niż większość z nas, zanurzonych w XX-wiecznym północnoamerykańskim komforcie, była skłonna przyznać.

Był świadkiem zniszczenia tybetańskiej kultury i sposobu życia przez komunistycznych Chińczyków. Kiedy najechali Tybet, splądrowali klasztory, zniszczyli bezcenne skarby kultury, uwięzili, torturowali i zabili wiele dziesiątek tysięcy jego rodaków. Przeszedłszy przez ten rodzaj ludobójczej destrukcji nie pozwalał ignorować skrajności, jakie może przedstawiać rzeczywistość.

Kiedy odkurzyłem stenogramy tych rozmów o nieustraszoności wygłoszonych w 1979 roku, stwierdziłem, że są one pełne przenikliwych i pomocnych rad. Nadal są one prowokacyjne i nieco oburzające. Ale w świetle ostatnich wydarzeń na świecie wydają się również współczujące i zaprojektowane tak, abyśmy byli bardziej przytomni, abyśmy mogli znaleźć zdrowy i bezpośredni sposób pracy ze strachem.

Carolyn Rose Gimian

KIEDY ŁĄCZYMY STAROŻYTNE DUCHOWE TRADYCJE ZACHODU Z TRADYCJAMI WSCHODU, ZNAJDUJEMY PUNKT SPOTKANIA, W KTÓRYM TRADYCJA WOJOWNIKA MOŻE BYĆ DOŚWIADCZANA I REALIZOWANA. KONCEPCJA BYCIA WOJOWNIKIEM ODNOSI SIĘ DO NAJBARDZIEJ PODSTAWOWYCH SYTUACJI W NASZYM ŻYCIU – DO PODSTAWOWEJ SYTUACJI, KTÓRA ISTNIEJE ZANIM POJAWI SIĘ POJĘCIE DOBRA LUB ZŁA. TERMIN „WOJOWNIK” ODNOSI SIĘ DO PODSTAWOWEJ SYTUACJI, JAKĄ JEST BYCIE CZŁOWIEKIEM. SERCEM WOJOWNIKA JEST TA PODSTAWOWA ŻYWOTNOŚĆ LUB PODSTAWOWA DOBROĆ. TAKA NIEUSTRASZONA DOBROĆ JEST WOLNA OD WĄTPLIWOŚCI I PRZEZWYCIĘŻA WSZELKIE WYPACZONE POSTAWY WOBEC RZECZYWISTOŚCI.

Zwątpienie jest pierwszą przeszkodą na drodze do nieustraszoności, którą trzeba pokonać. Nie mówimy tu o tłumieniu swoich wątpliwości co do konkretnej rzeczy, która ma miejsce. Nie mówimy tu o posiadaniu wątpliwości co do wstąpienia do jakiejś organizacji, czy czegoś takiego. Mamy tu na myśli przezwyciężenie znacznie bardziej podstawowej wątpliwości, która jest zasadniczo zwątpieniem w siebie i poczuciem, że masz jakieś braki jako istota ludzka. Nie czujecie, że wasz umysł i ciało są zsynchronizowane, albo że pracują razem prawidłowo. Czujesz, że ciągle gdzieś w życiu masz braki.

Kiedy dorastałeś, na bardzo wczesnym etapie – może około dwóch lat – musiałeś słyszeć, jak nasz ojciec lub matka mówili ci „nie”. Mówili: „Nie, nie wchodź w to”, albo „Nie, nie badaj tego za bardzo”, albo „Nie, bądź cicho. Bądź spokojny.” Kiedy usłyszałeś słowo „nie”, mogłeś zareagować próbując spełnić to „nie”, będąc dobrym. Albo zareagowałeś negatywnie, sprzeciwiając się rodzicom i ich „nie”, badając dalej i będąc „złym”. Ta mieszanka pokusy bycia niegrzecznym i pragnienia bycia zdyscyplinowanym pojawia się bardzo wcześnie w życiu. Kiedy nasi rodzice mówią nam „nie”, sprawia to, że czujemy się dziwnie sami ze sobą, co staje się wyrazem lęku.

Z drugiej strony istnieje inny rodzaj NIE, który jest bardzo pozytywny. Nigdy nie słyszeliśmy tego podstawowego NIE właściwie: NIE wolne od strachu i wolne od wątpliwości. Zamiast tego, nawet jeśli uważamy, że robimy w życiu wszystko, co w naszej mocy, to i tak czujemy, że nie spełniliśmy w pełni tego, czym powinniśmy być. Czujemy, że nie do końca wszystko robimy dobrze. Czujemy, że nasi rodzice lub inni nas nie akceptują. Istnieje ta fundamentalna wątpliwość lub fundamentalny strach, czy rzeczywiście możemy coś osiągnąć.

Wątpliwości pojawiają się w odniesieniu do autorytetu, dyscypliny i planowania w całym naszym życiu. Kiedy nie uznajemy naszych wątpliwości, przejawiają się one jako opór i uraza. Często pojawia się również niechęć lub reakcja przeciwko siedzącej praktyce medytacji. W momencie, kiedy uderza się w gong, aby zasygnalizować początek praktyki medytacyjnej, czujemy opór. Ale w tej sytuacji okazuje się, że jest już za późno. Siedzimy już tam na poduszce, więc zwykle kontynuujemy praktykę.

Jednak opór w codziennym życiu dostarcza nam wielu sposobów na manipulowanie sytuacjami. Kiedy stajemy przed wyzwaniem, często próbujemy się odwrócić, zamiast stawić mu czoła. Wymyślamy wszelkiego rodzaju wymówki, aby uniknąć wymagań, które naszym zdaniem są na nas stawiane.

Podstawowym NIE jest natomiast przyjęcie dyscypliny w naszym życiu bez uprzedzeń. Zazwyczaj, kiedy wypowiadamy słowo „dyscyplina”, wiąże się ono z wieloma mieszanymi uczuciami. To tak jakby powiedzieć „kaszka”. Niektórzy ludzie lubią kaszkę, a niektórzy jej nienawidzą. Niemniej jednak, kaszka pozostaje kaszką. Jest to bardzo prosta rzecz. Mamy podobne odczucia co do dyscypliny i znaczenia NIE. Czasami jest to złe NIE: dostarcza opresyjnych granic, których nie chcemy zaakceptować. Albo może to być dobre NIE, które zachęca nas do zrobienia czegoś zdrowego. Ale kiedy słyszymy tylko to jedno słowo, NIE, przekaz jest mieszany.

Nieustraszoność to rozszerzanie siebie poza ten ograniczony pogląd. W Sutrze Serca mówi się o wychodzeniu poza. Wyjście poza, brama, jest podstawowym NIE. W sutrze jest napisane, że nie ma oka, ucha, dźwięku, zapachu – wszystkich tych rzeczy. Kiedy doświadczasz bez ego, solidność twojego życia i twoich percepcji rozpada się. To może być bardzo puste lub bardzo inspirujące, jeśli chodzi o shunyata, buddyjskie rozumienie pustki. Bardzo prosto, jest to podstawowe NIE. Jest to prawdziwy wyraz nieustraszoności. W buddyjskim ujęciu bezjajeczność jest preegzystująca, poza naszymi wyobrażeniami. W stanie bez ego wszystko jest proste i bardzo jasne. Kiedy próbujemy uzupełnić jasność bez-ego poprzez nałożenie na nią wielu innych rzeczy, te rzeczy zaciemniają jej blask, stając się blokadami i zasłonami.

W tradycji wojownika, święte spojrzenie jest genialnym środowiskiem stworzonym przez podstawową dobroć. Kiedy odmawiamy kontaktu z tym stanem bycia, kiedy odwracamy się od podstawowej dobroci, wtedy powstają błędne przekonania. Wymyślamy wszelkiego rodzaju logiki, raz za razem, aby nie musieć stawić czoła realiom świata.

Cały czas, nawet w pozornie nieistotnych sytuacjach, natrafiamy na nasze wahania, by w pełni zaangażować się w sprawy. Jeśli nie chcemy myć naczyń zaraz po jedzeniu, możemy powiedzieć sobie, że musimy pozwolić im się namoczyć. W rzeczywistości często liczymy na to, że któryś z naszych współlokatorów po nas posprząta. Na innym poziomie, filozoficznie rzecz biorąc, możemy czuć się całkowicie dostrojeni do świata wojownika. Z tego punktu widzenia uważamy, że możemy całkiem bezpiecznie powiedzieć: „Raz wojownik, zawsze wojownik”. To brzmi dobrze, ale pod względem rzeczywistej praktyki wojowniczości, jest to wątpliwe. „Raz wojownik” może nie zawsze być wojownikiem, jeśli lekceważymy piękno świata zjawiskowego. Wolimy założyć okulary przeciwsłoneczne, niż stanąć twarzą w twarz z blaskiem słońca. Zakładamy kapelusz i rękawiczki, by się osłonić, bojąc się, że możemy się poparzyć. Barwność związków, obowiązków domowych, przedsięwzięć biznesowych i naszego ogólnego bytu jest zbyt irytująca. Nieustannie szukamy poduszek, aby nie natrafić na ostre krawędzie świata. To jest właśnie istota błędnego przekonania. Jest to przeszkoda w dostrzeżeniu mądrości Wielkiego Wschodniego Słońca, która jest widzeniem większej wizji poza naszym własnym małym światem.

Gruntem nieustraszoności i podstawą przezwyciężenia wątpliwości i błędnych przekonań jest rozwinięcie wyrzeczenia. Wyrzeczenie oznacza tu przezwyciężenie tej bardzo twardej, twardej, agresywnej mentalności, która odgradza wszelką łagodność, jaka mogłaby zagościć w naszych sercach. Strach nie pozwala, aby podstawowa czułość weszła w nas. Kiedy czułość zabarwiona smutkiem dotyka naszego serca, wiemy, że jesteśmy w kontakcie z rzeczywistością. Czujemy ją. Ten kontakt jest autentyczny, świeży i dość surowy. Ta wrażliwość jest podstawowym doświadczeniem wojowniczości i jest kluczem do rozwoju nieustraszonego wyrzeczenia.

Tutaj można kupić książkę >>

Czasami ludzie uważają, że bycie czułym i surowym jest zagrażające i pozornie wyczerpujące. Otwartość wydaje się wymagająca i energochłonna, więc wolą ukryć swoje czułe serce. Wrażliwość może czasem wywoływać zdenerwowanie. Niekomfortowo jest czuć się tak prawdziwie, więc chcesz się znieczulić. Szukasz jakiegoś znieczulenia, czegokolwiek, co zapewni ci rozrywkę. Wtedy możesz zapomnieć o dyskomforcie rzeczywistości. Ludzie nie chcą żyć ze swoją podstawową surowością nawet przez piętnaście minut. Kiedy ludzie mówią, że się nudzą, często mają na myśli to, że nie chcą doświadczyć poczucia pustki, które jest również wyrazem otwartości i wrażliwości. Podnoszą więc gazetę lub czytają cokolwiek innego, co leży w pokoju – nawet czytają, co jest napisane na pudełku od płatków śniadaniowych, aby zapewnić sobie rozrywkę. Poszukiwanie rozrywki, by zaspokoić swoją nudę, szybko staje się legitymizowane jako lenistwo. Takie lenistwo w rzeczywistości wiąże się z dużym wysiłkiem. Musisz nieustannie podkręcać rzeczy, aby się zająć, pokonując nudę poprzez oddawanie się lenistwu.

Dla wojownika nieustraszoność jest przeciwieństwem takiego podejścia. Nieustraszoność to kwestia nauczenia się, jak być. Być przez cały czas: to jest przesłanie. Jest to dość trudne w tym, co nazywamy światem zachodzącego słońca, światem neurotycznego komfortu, w którym używamy wszystkiego, aby wypełnić przestrzeń. Używamy nawet naszych emocji, aby się zabawić. Możesz być autentycznie zły z powodu czegoś przez ułamek sekundy, ale potem wyciągasz swój gniew tak, że trwa on przez dwadzieścia pięć minut. Potem podkręcasz korbą coś innego, na co możesz się złościć przez następne dwadzieścia minut. Czasami, jeśli wzbudzisz naprawdę dobry atak złości, może on trwać przez wiele dni. To kolejny sposób, w jaki zabawiamy się w świecie zachodzącego słońca.

Lekarstwem na takie podejście jest wyrzeczenie. W naukach buddyjskich wyrzeczenie wiąże się z mdłościami spowodowanymi pomieszaniem świata i bólem samsary. Dla wojownika wyrzeczenie jest nieco inne. Jest to rezygnacja, lub nie oddawanie się przyjemności dla samej rozrywki. Mamy zamiar wyrzucić z siebie wszelkie zaabsorbowania dostarczane przez rozmaite rozrywki w zjawiskowym świecie.

Wreszcie wyrzeczenie to gotowość do pracy z realnymi sytuacjami agresji w świecie. Jeśli ktoś zakłóca twój świat atakiem agresji, musisz na niego odpowiedzieć. Nie ma innego sposobu. Wyrzeczenie to gotowość do zmierzenia się z taką sytuacją, a nie ukrywanie jej. Każdy boi się o tym mówić. Wspominanie o tym może być szokujące. Niemniej jednak, musimy nauczyć się odnosić do tych aspektów świata. Nigdy nie wykształciliśmy żadnej reakcji na atak – czy to słowny, czy też rzeczywistą agresję fizyczną. Ludzie są bardzo nieśmiali w tym temacie, chociaż mamy odpowiedzi na te wyzwania w naszych wojowniczych dyscyplinach, naszym wysiłku i naszej manifestacji.

W tradycji wojownika, nieustraszoność jest związana z przywiązaniem twojego podstawowego istnienia do większej wizji lub tego, co nazywamy Wielkim Wschodnim Słońcem. Aby doświadczyć tak rozległej i wymagającej wizji, potrzebujesz prawdziwego połączenia z podstawowym dobrem. Kluczem do tego jest pokonanie zwątpienia i błędnego przekonania. Zwątpienie jest twoim własnym wewnętrznym problemem, z którym musisz pracować. Ale poza tym może istnieć wróg, wyzwanie, które jest poza tobą. Nie możemy po prostu udawać, że te zagrożenia nigdy nie istnieją. Możesz powiedzieć, że twoje lenistwo jest jakimś wrogiem, ale lenistwo tak naprawdę nie jest wrogiem. Lepiej byłoby nazwać je przeszkodą.

Jak zamierzamy reagować na prawdziwe opory, które pojawiają się w świecie? Jako wojownik, jak zamierzasz się do tego odnieść? Nie potrzebujesz logiki linii partyjnej ani odpowiedzi typu „package deal”. One tak naprawdę nie pomagają. Z mojego doświadczenia dotyczącego tego, jak studenci zazwyczaj odnoszą się do konfliktu, wynika, że mają oni tendencję do zastygania, kiedy ktoś jest wobec nich bardzo krytyczny. Stają się wtedy niekomunikatywni, co nie pomaga w sytuacji. Jako wojownicy nie powinniśmy być spięci i niekomunikatywni. Łatwo nam przejawiać podstawową dobroć, gdy ktoś się z nami zgadza. Nawet jeśli w połowie się z tobą zgadzają, możesz z nimi rozmawiać i świetnie się bawić. Ale jeśli ktoś jest nerwowy i negatywnie nastawiony, wtedy zamarzasz, stajesz się defensywny i zaczynasz go atakować. To jest zły koniec kija. Nie zabijasz wroga, zanim stanie się on wrogiem. Zabijasz wroga dopiero wtedy, gdy staje się on w 100% dobrym wrogiem i stanowi prawdziwe 100% wyzwanie. Jeśli ktoś jest zainteresowany kochaniem się z tobą, kochasz się z nim. Ale nie gwałcisz ich. Nie zabijasz wroga, zanim stanie się on wrogiem. Podcinasz wroga dopiero wtedy, gdy staje się on w 100% dobrym wrogiem i stanowi prawdziwe 100% wyzwanie. Jeśli ktoś jest zainteresowany kochaniem się z tobą, kochasz się z nim. Ale nie gwałcisz ich. Czekasz, aż druga osoba zaangażuje się w tę sytuację. Praca ze swoim wrogiem to ta sama idea.

Kiedy wojownik musi zabić swojego wroga, ma bardzo miękkie serce. Patrzy swojemu wrogowi prosto w twarz. Uchwyt na mieczu jest dość mocny i twardy, a następnie z czułym sercem tnie swojego wroga na dwa kawałki. W tym momencie, cięcie wroga jest równoznaczne z kochaniem się z nim. To bardzo silne, potężne uderzenie jest również współczujące. Ten nieustraszony cios jest przerażający, nie sądzisz? Nie chcemy stanąć przed taką możliwością.

Z drugiej strony, jeśli jesteśmy w kontakcie z podstawową dobrocią, zawsze odnosimy się do świata bezpośrednio, bez wyboru, niezależnie od tego, czy energia sytuacji wymaga destrukcyjnej czy konstruktywnej odpowiedzi. Ideą wyrzeczenia jest odnoszenie się do tego, co powstaje, z poczuciem smutku i czułości. Odrzucamy agresywną, hardcorową mentalność ulicznego wojownika. Neurotyczne wstrząsy wywołane przez sprzeczne emocje, czyli kleshas, wynikają z ignorancji, czyli avidya. Ignorancja jest bardzo surowa i skłonna do trzymania się swojej własnej wersji rzeczy. Dlatego czuje się bardzo sprawiedliwa. Przezwyciężenie tego jest istotą wyrzeczenia: nie mamy twardych krawędzi.

Wyrzeczenie jest takie delikatne, bez skóry, bez tkanki, nagie i surowe. Jest miękkie i delikatne. Wyrzekłeś się zakładania nowej zbroi. Wyrzekłeś się wyhodowania grubej, twardej skóry. Jesteś gotów odsłonić przed światem nagie ciało, kość i szpik.

Ta cała dyskusja nie jest tylko metaforyczna. Mówimy o tym, co robisz, jeśli rzeczywiście musisz rozciąć wroga, jeśli jesteś w walce lub masz walkę na miecze z kimś, jak widzisz w japońskich filmach o samurajach. Nie powinniśmy być zbyt tchórzliwi. Walka na miecze jest prawdziwa, tak samo prawdziwa jak kochanie się z drugim człowiekiem. Mówimy o bezpośrednim doświadczeniu i niczego tu nie psychologizujemy. Zanim skosisz przeciwnika, spójrz mu w oczy i poczuj tę czułość. Następnie zrób cięcie. Kiedy rozcinasz swojego wroga, twoje współczujące serce staje się dwa razy większe. Staje się ono wielkie i dlatego możesz rozciąć wroga. Jeśli masz małe serce, nie możesz tego zrobić właściwie.

Oczywiście w wielu przypadkach podbicie wroga może nie polegać na przecięciu go na pół. Możesz po prostu odwrócić go do góry nogami! Ale musisz być gotów stawić czoła tym możliwościom.

Kiedy wojownik dokładnie doświadczył swojej podstawowej surowości, nie ma miejsca na manipulowanie sytuacją. Po prostu idziesz do przodu i przedstawiasz prawdę całkiem bez obaw. Możesz być tym, czym jesteś, w bardzo prosty i podstawowy sposób. Tak więc czułość przynosi prostotę i naturalność, niemal na poziomie prostoty umysłu.

Nie chcemy stać się podstępnymi wojownikami, z wszelkiego rodzaju sztuczkami w rękawie i sposobami na obcinanie logiki ludzi, gdy się z nimi nie zgadzamy. Wtedy nie ma kultywowania ani siebie, ani innych. Kiedy to nastąpi, zniszczymy wszelkie możliwości oświeconego społeczeństwa. W rzeczywistości nie będzie żadnego społeczeństwa, a jedynie kilka osób, które będą się ze sobą spotykać. Zamiast tego, nieustraszeni wojownicy z Szambali są bardzo zwykłymi, prostymi wojownikami. To jest punkt wyjścia do rozwoju prawdziwej odwagi.

Ścieżka

Punktem wyjścia na ścieżce nieustraszoności jest odkrycie strachu. Odkrywamy, że jesteśmy lękliwi, przestraszeni, wręcz skamienieni przez okoliczności. Ta wszechobecna nerwowość stanowi dla nas kamień milowy, dzięki któremu możemy przekroczyć nasz strach. Musimy wykonać zdecydowany ruch, aby przekroczyć granicę od tchórzostwa do odwagi. Jeśli zrobimy to właściwie, druga strona naszego tchórzostwa zawiera odwagę.

Być może nie odkryjemy odwagi od razu. Zamiast tego, poza naszą nerwowością, znajdujemy chwiejną czułość. Nadal drżymy, ale raczej z czułości niż z oszołomienia. Ta chwiejna wrażliwość zawiera element smutku, ale nie w sensie złego samopoczucia o sobie czy poczucia deprywacji. Raczej odczuwamy naturalne poczucie pełni, które jest czułe i smutne.

To jest jak uczucie, które masz, gdy masz zamiar uronić łzę. Czujesz się w pewnym sensie bogaty, ponieważ twoje oczy są pełne łez. Kiedy mrugasz, łzy zaczynają się toczyć po twoich policzkach. Jest też element samotności, ale znowu nie jest on oparty na deprywacji, nieadekwatności czy odrzuceniu. Zamiast tego czujesz, że tylko ty możesz zrozumieć prawdę o swojej własnej samotności, która jest dość godna i samowystarczalna. Masz pełne serce, czujesz się samotny, ale nie czujesz się z tym szczególnie źle. To jest jak wyspa na środku jeziora. Wyspa jest samodzielna, dlatego wygląda na samotną na środku wody. Od czasu do czasu promy przewożą osoby dojeżdżające do pracy z brzegu na wyspę, ale to nie pomaga szczególnie. Wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej podkreśla to samotność czy też osamotnienie wyspy.

Odkrywanie tych aspektów nieustraszoności jest przygotowaniem do dalszej podróży na ścieżce wojownika. Jeśli wojownik nie czuje się samotny i smutny, to bardzo łatwo może zostać skorumpowany. W rzeczywistości taka osoba może w ogóle nie być wojownikiem. Aby być dobrym wojownikiem, trzeba czuć się smutnym i samotnym, ale jednocześnie bogatym i zaradnym. To czyni wojownika wrażliwym na każdy aspekt zjawisk: na widoki, zapachy, dźwięki i uczucia. W tym sensie wojownik jest również artystą, doceniającym to, co dzieje się w świecie. Wszystko jest niezwykle żywe. Szelest twojej zbroi lub dźwięk kropli deszczu spadających na twój płaszcz jest bardzo głośny. Ponieważ jesteś tak wrażliwy, trzepotanie okazjonalnych motyli wokół ciebie jest niemal obrazą.

Taki wrażliwy wojownik może potem iść dalej na ścieżce nieustraszoności. Istnieją trzy narzędzia lub praktyczne przewodniki, których wojownik używa na tej drodze. Pierwszym jest rozwój dyscypliny, czyli sila w sanskrycie, którą przedstawia analogia słońca. Słońce jest wszechobecne. Kiedy słońce świeci na ziemię, nie zaniedbuje żadnego obszaru. Wykonuje dokładną pracę. Podobnie, jako wojownik, nigdy nie zaniedbujesz swojej dyscypliny.

Nie mówimy tu o wojskowej sztywności. Raczej we wszystkich swoich manierach, w każdym aspekcie zachowania, zachowujesz otwartość na otoczenie. Nieustannie rozciągasz się na rzeczy wokół ciebie. Istnieje całkowity brak lenistwa. Nawet jeśli to, co widzisz, słyszysz lub postrzegasz staje się bardzo trudne i wymagające, wojownik nigdy się nie poddaje. Idziesz razem z sytuacją. Nie wycofujesz się. Dzięki temu możesz rozwijać swoją lojalność i związek z innymi, wolny od strachu. Możesz nawiązać relację z innymi czującymi istotami, które są uwięzione w zmąconym świecie, utrwalając swój ból. W rzeczywistości zdajesz sobie sprawę, że jest to twój obowiązek. Czujesz ciepło, współczucie, a nawet pasję wobec innych. Najpierw rozwijasz swoje własne dobre prowadzenie się, a potem możesz bez lęku wyciągnąć się do innych. To jest właśnie koncepcja słońca.

Drugi przewodnik na ścieżce wojownika jest reprezentowany przez analogię echa, która jest związana ze świadomością medytacyjną, czyli samadhi. Kiedy próbujesz wziąć wolne od bycia wojownikiem, kiedy chcesz odpuścić sobie dyscyplinę lub oddać się bezmyślnie jakiejś aktywności, twoje działanie wytwarza echo. To jak dźwięk odbijający się echem w kanionie, odbijający się od siebie, wytwarzający kolejne echa, które odbijają się od siebie nawzajem. Te echa lub odbicia zdarzają się przez cały czas i jeśli zwracamy na nie uwagę, stale przypominają nam o tym, że powinniśmy być przytomni. Na początku przypomnienie może być dość nieśmiałe, ale za drugim, trzecim i czwartym razem, gdy je usłyszysz, będzie to znacznie głośniejsze echo. Te echa przypominają ci, że masz być na miejscu, na kropce.

Jednak nie możesz po prostu czekać na echo, które cię obudzi. Musisz włożyć swoją świadomość w sytuację. Musisz włożyć wysiłek w bycie świadomym.

Stawanie się wojownikiem oznacza, że budujecie świat, który nie daje wam zachodzącego słońca, czyli zdegradowanej, koncepcji odpoczynku, która jest wyłącznie pobłażaniem waszemu zamieszaniu. Czasami kusi was powrót do tego tchórzliwego świata. Chcecie po prostu klapnąć i zapomnieć o echu waszej świadomości. Wydaje się, że to ogromna ulga nie musieć tak ciężko pracować. Ale potem odkrywasz, że ten świat bez nawet echa jest zbyt śmiertelny. Powrót do świata wojownika jest orzeźwiający, ponieważ jest on o wiele bardziej żywy.

Trzecie narzędzie wojownika jest właściwie bronią. Przedstawia ją analogia łuku i strzał, co wiąże się z rozwijaniem mądrości, czyli pradżni, i umiejętnych środków, czyli upaya. W tym przypadku mówimy o mądrości dyskryminującej świadomości, która jest doświadczaniem ostrości postrzegania zmysłów i rozwijaniem psychologicznej dokładności. Nie możesz rozwinąć tego rodzaju ostrości, jeśli w twoim umyśle nie zamanifestowało się pewne doświadczenie bez ego. W przeciwnym razie twój umysł będzie zajęty, pełen własnego ego. Ale kiedy nawiązałeś połączenie z podstawową dobrocią, możesz odnieść się zarówno do rzeczywistej ostrości strzały, jak i do zręcznych środków dostarczanych przez łuk. Łuk pozwala ci okiełznać lub wyegzekwować ostrość twojego postrzegania.

Rozwój tej rozróżniającej mądrości świadomości pozwala również na dokładne wykrycie wroga. Prawdziwy wróg to ktoś, kto propaguje i promuje ostateczny egoizm lub ego. Tacy wrogowie promują raczej podstawowe zło niż podstawowe dobro. Próbują sprowadzić innych do swojego królestwa, kusząc ich czymkolwiek, od ciasteczka po milion dolarów.

W tradycji wojowników Shambhali mówimy, że powinieneś mieć potrzebę zabicia wroga tylko raz na tysiąc lat. Mamy tu na myśli prawdziwego wroga, podstawową zasadę rudry, która jest uosobieniem Ego, ego run wild. Z innymi wrogami można pracować podporządkowując ich sobie, rozmawiając z nimi, wykupując ich lub uwodząc. Jednak według tej tradycji raz na tysiąc lat konieczny jest prawdziwy zamach na wroga. Mówimy o kimś, kogo nie da się dosięgnąć żadnymi innymi środkami. Możesz użyć miecza lub strzały, jakiegokolwiek środka, aby go obezwładnić, tak aby jego ego zostało całkowicie popsute. Taki zamach musi być bardzo bezpośredni i osobisty. To nie jest jak zrzucanie bomb na ludzi. Jeżeli rozwalimy wroga, to tylko wtedy będzie on w stanie połączyć się z jakimś podstawowym dobrem w sobie i zdać sobie sprawę, że popełnił gigantyczny błąd. To tak, jakby mieć w ustach zgniłe zęby. W końcu musisz usunąć wszystkie swoje zęby, zastępując je sztucznymi. Po tym, być może będziesz w stanie docenić zęby, które straciłeś.

Ogólnie rzecz biorąc, te trzy zasady – słońce, echo, łuk i strzały – są związane z naturalnym procesem lub ścieżką pracy z naszą podstawową inteligencją. Poza tym, opisują one fundamentalny wystrój i przyzwoitość istnienia wojownika. Wojownik powinien być zdolny do umiejętnego prowadzenia swojego życia w każdym działaniu, od picia herbaty po rządzenie krajem. Nauka radzenia sobie ze strachem, zarówno tym, jak wykorzystać strach własny, jak i innych, jest tym, co pozwala nam warzyć piwo nieustraszoności. Wszystkie te sytuacje związane z lękiem i zwątpieniem można włożyć do gigantycznej kadzi i poddać fermentacji.

Droga nieustraszoności związana jest z tym, co robimy właśnie teraz, dzisiaj, a nie z czymkolwiek teoretycznym czy oczekiwaniem na wskazówki skądś indziej. Podstawową wizją wojowniczości jest to, że w każdym jest dobro. Wszyscy jesteśmy dobrzy w sobie. Mamy więc nasze własne społeczeństwo wojowników w naszym własnym ciele. Mamy już wszystko, czego potrzebujemy, aby odbyć podróż.
Owoce

Nieustraszoność ma punkt wyjścia, zawiera dyscyplinę, odbywa podróż i dochodzi do konkluzji. Jest jak Wielkie Wschodnie Słońce: słońce wschodzi, promieniuje światłem, a to przynosi ludziom korzyści, rozwiewając ciemności i pozwalając owocom dojrzewać, a kwiatom kwitnąć.

Z owocowaniem nieustraszoności wiążą się również trzy analogie. Pierwsza z nich mówi, że nieustraszoność jest jak zbiornik zaufania. Zaufanie to wynika z doświadczenia podstawowej dobroci, o którym już mówiliśmy. Kiedy czujemy się zasadniczo dobrzy, a nie zdegradowani czy potępieni, wtedy stajemy się bardzo dociekliwi, przyglądamy się każdej sytuacji i badamy ją. Nie chcemy się oszukiwać, polegając jedynie na wierze. Chcemy raczej nawiązać osobisty związek z rzeczywistością.

Jest to bardzo prosta, nieskomplikowana idea. Jeśli przyjmiemy wyzwanie i podejmiemy pewne kroki, aby coś osiągnąć, proces ten przyniesie rezultaty – albo sukces, albo porażkę. Kiedy siejesz ziarno lub sadzisz drzewo, to albo ziarno wykiełkuje i drzewo wyrośnie, albo umrą. Podobnie dla dociekliwego wojownika zaufanie oznacza, że wiemy, iż nasze działania przyniosą konkretną odpowiedź ze strony rzeczywistości. Wiemy, że otrzymamy wiadomość. Porażka na ogół mówi nam, że nasze działanie było w jakiś sposób niezdyscyplinowane i niedokładne. Dlatego też kończy się ono niepowodzeniem. Kiedy nasze działanie jest w pełni zdyscyplinowane, zwykle się spełnia; mamy sukces. Ale te odpowiedzi nie są traktowane ani jako kara, ani jako gratulacje.

Zaufanie jest wtedy gotowością do podjęcia ryzyka, wiedząc, że to, co idzie w górę, musi przyjść na dół, jak to się mówi. Kiedy wojownik ma tego rodzaju zaufanie do odbić świata zjawiskowego, wtedy może zaufać swojemu indywidualnemu odkryciu dobra. Komunikacja daje rezultaty, albo sukces, albo porażkę. W taki właśnie sposób nieustraszony wojownik nawiązuje relacje ze wszechświatem: nie poprzez pozostawanie w samotności i niepewności, ukrywanie się, ale poprzez ciągłe wystawianie się na działanie świata zjawiskowego i ciągłą gotowość do podjęcia tej szansy.

Zbiornik zaufania to bank bogactwa, z którego wojownik zawsze może wyciągnąć wnioski. Zaczynamy czuć, że mamy do czynienia z bogatym światem, takim, w którym nigdy nie zabraknie wiadomości. Jedyny problem pojawia się, gdy próbujemy manipulować sytuacją na naszą korzyść. Nie masz łowić ryb w zbiorniku ani w nim pływać. Zbiornik musi pozostać bezwarunkowy, nieskażony. Więc nie wkładaj do niego swojej jednostronności, swojej stronniczości czy warunkowości. Wtedy zbiornik może wyschnąć.

Normalnie zaufanie oznacza, że myślimy, iż nasz świat jest godny zaufania. Myślimy, że przyniesie dobry rezultat, sukces. Ale w tym przypadku mówimy o posiadaniu ciągłej relacji ze światem zjawiskowym, która nie jest oparta ani na dobrym, ani na złym wyniku. Mamy bezwarunkowe zaufanie do świata zjawiskowego, że zawsze da nam wiadomość, albo sukces, albo porażkę. Owoc naszego działania zawsze dostarczy nam informacji. Takie zaufanie do rezerwuaru powstrzymuje nas od bycia zbyt aroganckim lub zbyt nieśmiałym. Jeśli będziesz zbyt arogancki, to okaże się, że wpadniesz na sufit. Jeśli jesteś zbyt nieśmiały, zostaniesz wypchnięty przez podłogę. Z grubsza rzecz biorąc, taka jest koncepcja zbiornika.

Starożytna chińska Księga Przemian lub I Ching często mówi o tym, że sukces jest porażką, a porażka sukcesem. Sukces zasiewa nasiona przyszłej porażki, a porażka może przynieść późniejszy sukces. Jest to więc zawsze dynamiczny proces. Jako wojownicy, nieustraszoność nie oznacza, że rozweselamy się mówiąc: „Patrzcie! Jestem po stronie prawa. Odniosłem sukces.” Nie czujemy też, że jesteśmy karani, gdy ponosimy porażkę. W każdym razie, sukces i porażka mówią to samo.

To prowadzi nas do kolejnej analogii, którą jest muzyka. Muzyka jest związana z ideą ciągłego bycia radosnym. Sprzężenie zwrotne, czy też wynik, który pochodzi z praktyki wojownika, nigdy nie jest ślepym zaułkiem. Przedstawia inną ścieżkę. Zawsze możemy iść dalej, wykraczać poza nią. Tak więc, podczas gdy rezultatem działania jest owoc, poza nim rezultat jest ziarnem dla następnej podróży. Nasza podróż trwa nadal, obracając się między sukcesem a porażką, ścieżką a owocem, tak jak cztery pory roku na przemian. Zawsze jest poczucie kreatywności, więc zawsze jest radość w podróży, radość z rezultatu.

Dlaczego jesteście tak radośni? Jesteś prowadzony na ścieżce przez dyscypliny słońca, echa, łuku i strzał. Zobaczyłeś swoją podstawową dobroć, czerpiąc radość z tego, że nie masz się na czym oprzeć. Uświadomiłeś sobie podstawowe NIE. Jesteś wolny od wątpliwości i doświadczyłeś poczucia wyrzeczenia. Tak więc czy sytuacja przynosi sukces czy porażkę, przynosi bezwarunkowe dobre zrozumienie. Dlatego twój umysł i ciało są stale zsynchronizowane; nie ma żadnego deficytu ani w ciele, ani w umyśle. Twoje doświadczenie staje się jak muzyka, która ma rytm i melodię, która stale się rozszerza i jest odtwarzana. Tak więc poczucie świętowania jest stałe, wbudowane, pomimo wzlotów i upadków w życiu osobistym. To jest ciągłe bycie radosnym.

Rozwinąwszy zaufanie i uznanie, można w końcu pokonać strach, co wiąże się z analogią siodła. W buddyjskich naukach mówi się o rozwinięciu tak dobrego poczucia równowagi psychicznej, że jeśli staniesz się bezmyślny, twoja świadomość automatycznie sprowadzi cię z powrotem, tak jak w procesie poślizgu na lodzie i utraty równowagi, twoje ciało automatycznie przywraca równowagę, aby uchronić cię przed upadkiem. Tak długo jak masz dobrą postawę i dobre miejsce w siodle, możesz pokonać wszelkie zaskakujące lub niespodziewane ruchy, które wykonuje twój koń. Tak więc idea siodła to zajęcie dobrego miejsca w twoim życiu.

Przesadna reakcja lub przesadna reakcja na sytuacje nie powinna mieć miejsca na tym poziomie. Masz zaufanie, jesteś stale radosny, a zatem nie możesz być również zaskoczony. Nie oznacza to, że twoje życie jest monotonne, ale raczej czujesz się zadomowiony w tym świecie. Należysz do niego. Jesteś jednym z wojowników w tym świecie, więc nawet jeśli zdarzają się małe niespodziewane rzeczy, dobre czy złe, słuszne czy nie, nie wyolbrzymiasz ich. Wracasz na swoje miejsce w siodle i utrzymujesz swoją postawę w danej sytuacji.

Wojownik nigdy nie jest niczym zdumiony. Jeśli ktoś podchodzi do ciebie i mówi: „Zaraz cię zabiję”, nie jesteś zdumiony. Jeśli ktoś mówi, że da ci milion dolarów, myślisz: „I co z tego?”. Zajęcie swojego miejsca w siodle na tym poziomie to osiągnięcie bezkrytyczności, w pozytywnym sensie.

Jest to również zajęcie swojego miejsca na ziemi. Kiedy masz już dobre miejsce na ziemi, nie potrzebujesz świadków, którzy by cię zatwierdzili. Ktoś kiedyś zapytał Buddę: „Skąd wiemy, że jesteś oświecony?”. A on dotknął ziemi w tym, co nazywa się mudrą dotykającą ziemi, czyli gestem, i powiedział: „Ziemia jest moim świadkiem.” To jest ta sama koncepcja, co trzymanie się w siodle. Ktoś może zapytać: „Skąd wiemy, że nie przesadzisz w tej sytuacji?”. Możecie powiedzieć: „Wystarczy obserwować moją postawę w siodle”.

Nieustraszoność w tradycji wojownika nie jest treningiem w ostatecznej paranoi. Opiera się na treningu w ostatecznej solidności – co jest podstawową dobrocią. Trzeba się nauczyć, jak być królewskim. Zaufanie jest jak stanie się dobrym obywatelem, celebrowanie podróży jest jak stanie się dobrym ministrem w rządzie, ale trzymanie się w siodle to w końcu przejęcie dowodzenia. To jest to, jak być królem lub królową.

Jednocześnie pokonywanie strachu nie polega na blokowaniu swojej wrażliwości. W przeciwnym razie stajesz się głuchym i niemym monarchą, królem meduzy. Siedzenie na koniu wymaga równowagi, a w miarę nabywania tej równowagi w siodle, masz większą świadomość konia. Kiedy więc siedzisz w siodle na swoim fikuśnym koniu, czujesz się całkowicie odsłonięty i delikatny. Jeśli czujesz się agresywny, nie masz dobrego siedzenia. W rzeczywistości, prawdopodobnie nawet nie jeździsz na koniu. Nie stawia się siodła na sztachecie płotu. Musisz osiodłać prawdziwego konia.

W tym przypadku jazda na koniu to jazda na cudzym umyśle. Wymaga to całkowitego połączenia. W tradycji buddyjskiej nazywa się to współczuciem, czyli pracą z kimś innym. W tej sytuacji jesteś całkowicie odsłonięty. Inaczej jest jak średniowieczny rycerz zamknięty w swojej zbroi. Jest ona tak ciężka, że trzeba go wgramolić na konia. Potem jedzie na bitwę i zazwyczaj z niej spada. Z tą technologią jest coś nie tak.

Często, kiedy ktoś mówi nam, że powinniśmy być nieustraszeni, myślimy, że mówi, aby się nie martwić, że wszystko będzie dobrze. Ale bezwarunkowa nieustraszoność opiera się po prostu na byciu obudzonym. Kiedy już panujesz nad sytuacją, nieustraszoność jest bezwarunkowa, ponieważ nie jesteś ani po stronie sukcesu, ani porażki. Sukces i porażka to twoja podróż.

Niemniej jednak, czasem tak się skamieniałeś w swojej podróży, że drgają ci zęby, oczy, ręce i nogi. Ledwo siedzicie na swoim miejscu, praktycznie lewitujecie ze strachu. Ale nawet to jest uważane za wyraz braku strachu, jeśli macie fundamentalne połączenie z ziemią podstawowej dobroci – która w tym momencie jest bezwarunkową dobrocią.

To nauczanie zostało zredagowane przez Carolyn Rose Gimian, niezależną pisarkę i redaktorkę w Halifax, Nowa Szkocja.

Zwykły wpis
OBECNOŚĆ - TEKSTY

O SPOKOJU

Brak spokoju jest naszym podstawowym cierpieniem. Bólem i lękiem naszego życia. Neurozą, którą roznosimy jak wirus zarażając wszystko wkoło – świat zwierząt i roślin, które z czasem obracają się przeciwko nam i naszej chorobie. Jesteśmy patologicznie uzależnieni od aktywności, ciągłego neurotycznego ruchu, dlatego żyjemy w automatycznym ruchomym pejzażu ze szkła, betonu i stali, który na swój sposób podziwiamy i wielbimy zahipnotyzowani wiecznym wzrostem, karierą, rozwojem, które są niczym innym jak ułudą ponieważ w tym wszystkim brakuje nam faktycznego zrozumienia – kim właściwie jesteśmy. Nasza rzeczywistość odzwierciedla to fundamentalne zagubienie w chaosie naszego życia, które stało się kombinacją przymusu, lęku i kompulsywnych krótkotrwałych przyjemności.

Nasz problem jest taki, że mamy krótką pamięć, ale nawet to o pozostaje podlega selekcji w głównej mierze opartej na wygodzie, która w swojej esencji jest ignorancją, czyli świadomym ignorowaniem konsekwencji naszych działań. Odkładając na bok religijne narracje, które często po prostu wykorzystują tą irracjonalną część naszego umysłu, by stworzyć rodzaj wygodnej i pocieszającej mało logicznej opowieści, która z czasem choć staje się dojmująco niewiarygodna i wręcz absurdalna w obliczu otaczającej nas rzeczywistości co ciekawe staje się tym bardziej popularna i pociągająca. Mamy tutaj do czynienia z aktem wiary. W moim odczuciu jest terytorium kompletnie dla nas nieznane, bowiem okazuje się, że wbrew tak zwanemu „zdrowemu rozsądkowi” jest w tej tajemnicy coś doprawdy skutecznego w obliczu zderzenia się z wpisanym w ludzki los cierpieniem w postaci czysto fizyczno – biologicznej jak starość, choroba i śmierć, jak i tej stworzonej przez człowieka i jego sztuczną nacechowaną neurotyzmem tak zwaną cywilizację, która stała się porażająco jałowa w swoim domniemanym „rozwoju” i porażająco okrutna w swoich ciągłych spazmach przemocy. Właśnie ów akt wiary tak nas urzeka, ponieważ nie potrafimy go pojąć, często nie jest logiczny i w wydaniu pozytywnym i szlachetnym dotyka naszej najgłębszej tęsknoty za obcowaniem z czymś co jest trwałe i absolutnie dobre – jak poczucie sensu i zrozumienia, miłości i troski. Każdy taki akt, objaw, zjawisko – uderza w nas niczym piorun przez krótką chwilę rozświetlając mrok naszego zagubienia i desperacji. Mówi się także, że to Łaska, jakiś rodzaj błogosławieństwa i człowieka, którego dotyka charakteryzuje coś co można nazwać nieziemskim spokojem. Ponieważ ziemia na jakiej żyjemy – charakteryzuje się przede wszystkim brakiem spokoju – to jest główny punkt naszego na niej życia. Nasz stan.

potęgaCarl Jung przytacza w jednej z książek swoją rozmowę z indiańskim wodzem, według którego większość białych ma zacięte usta, uporczywe spojrzenie i okrutny wyraz twarzy. „Wciąż czegoś szukają – mówi Indianin. – Ale właściwie czego? Biali ciągle czegoś chcą. Są wiecznie skrępowani i niespokojni. Nie wiemy, czego chcą. Naszym zdaniem są szaleni”.
To utajone, lecz nieustanne skrępowanie zaczęło się oczywiście na długo przed powstaniem zachodniej cywilizacji przemysłowej, ale w niej właśnie − a rozprzestrzeniła się ona tymczasem na prawie cały świat, obejmując również większą część Wschodu − przejawiło się w tak ostrej postaci, jak nigdy i nigdzie przedtem. Dawało się odczuć już w czasach Jezusa, a także o sześćset lat wcześniej, za życia Buddy, i nawet dużo dawniej. „Czemu stale jesteście niespokojni? – pytał uczniów Jezus. – Czy niespokojna myśl przedłuży wam życie choćby o dzień?”. Budda zaś nauczał, że korzeni cierpienia upatrywać należy w naszym ciągłym pragnieniu i łaknieniu.
Opór wobec Teraźniejszości jako zaburzenie objawiające się w skali masowej nieodłącznie wiąże się z utratą świadomości Istnienia i jest fundamentem naszej odczłowieczonej cywilizacji przemysłowej. Nawiasem mówiąc, Freud także dostrzegał w ludziach utajone skrępowanie i opisał je w książce, zatytułowanej Kultura jako źródło cierpień, nie rozpoznał jednak prawdziwej jego genezy i nie był świadom, że można się od niego uwolnić. Ta zbiorowa anomalia stworzyła głęboko nieszczęśliwą i niezwykle brutalną cywilizację, która z czasem stała się zagrożeniem nie tylko dla samej siebie, lecz i dla wszelkiego życia na kuli ziemskiej.

Echart Tolle „Potęga Teraźniejszości”

Brak spokoju jest naszym podstawowym cierpieniem. Bólem i lękiem naszego życia. Neurozą, którą roznosimy jak wirus zarażając wszystko wkoło – świat zwierząt i roślin, które z czasem obracają się przeciwko nam i naszej chorobie. Jesteśmy patologicznie uzależnieni od aktywności, ciągłego neurotycznego ruchu, dlatego żyjemy w automatycznym ruchomym pejzażu ze szkła, betonu i stali, który na swój sposób podziwiamy i wielbimy zahipnotyzowani wiecznym wzrostem, karierą, rozwojem, które są niczym innym jak ułudą ponieważ w tym wszystkim brakuje nam faktycznego zrozumienia – kim właściwie jesteśmy. Nasza rzeczywistość odzwierciedla to fundamentalne zagubienie w chaosie naszego życia, które stało się kombinacją przymusu, lęku i kompulsywnych krótkotrwałych przyjemności. Nauka i jej ukryta bezwzględność stojąca za rozwojem stała się dla nas czymś na wzór nowoczesnej religii, której zawierzamy ślepo i posłusznie, gdyż przestaliśmy rozumieć wszystkie te opisy i kolejne poziomy skomplikowania, które sami stworzyliśmy goniąc ślepo za pełną wyobrażonej szczęśliwości i nieskończonych atrakcji – Utopią. Jednak ten technologiczny komiks stracił wątek, stał się zbiorem oderwanych od siebie opowieści, które zaczęły służyć same sobie. Możemy wydłużać to życie, podtrzymywać ten stan, jednak coraz bardziej wyraźnie widzimy, że jest to rodzaj agonii – ponieważ wypieramy chorobę naszego serca i umysłu – jest nią brak akceptacji natury życia – przemijania. Ucieczka przed tym stała się naszą obsesją, powodem dla którego stworzyliśmy tą katastroficzną Symulację, która wciąż bez ustanku musi nas okłamywać, odwracać uwagę i zaślepiać, byśmy przypadkiem nie podjęli wędrówki do podstawy, rdzenia do samego źródła przestając gonić za tym oszustwem.

Istoty ludzkie nie rodzą się raz na zawsze w dniu, w którym matki wydają je na świat, ale życie zmusza je do ponownego i wielokrotnego rodzenia samych siebie.

Miłość w czasach zarazy – powieść Gabriela Márqueza z 1985 roku.

Czasami musimy się zatrzymać. Jak teraz. Przychodzą skumulowane konsekwencje na tak wielu poziomach, że tracimy kontrolę. Tego nie jesteśmy w stanie powstrzymać, przekroczyliśmy punkty krytyczne. To się nazywa spłata długu. Nie możemy tego odraczać w nieskończoność, wszystkimi tymi mechanizmami oszustwa i samousprawiedliwienia, drukowania sztucznych pieniędzy i uśmiechów – staliśmy się upojonymi szaleństwem okrucieństwa i krótkowzroczności egoistycznymi tyranami, którzy zapatrzeni w swoje własne „szczęście”, „zadowolenie”, „wygodę” z źle skrywaną premedytacją pozbawiliśmy prawa do życia miliardy istnień i niezliczoną ilość ekosystemów. To jest prawda stająca za tym wszystkim. Mówi się, że nasza pamięć długotrwała zaczyna się formować w wieku sześciu lat, a wcześniejszy okres nazwany jest „amnezją dziecięcą” – i to jest nasz stan. Postęp – dokument nr 2428, Blok numer 5 – skondensowana historia „rozwoju” to nie wydarzyło się gdzieś tam w zamierzchłej przeszłości – to zapis na marginesie tej właśnie teraźniejszej karty, która ukształtowała obraz świata współczesnego. Prawda jest taka, że nie chcemy płacić za to wszystko, to jest wielkim zasłoniętym „nowoczesnością” lustrem – szkarłatnym listem pisanym krwią niewinnych istnień, które stanowiły dla nas paliwo by wciąż na ślepo brnąć w tą przepaść. Moje pytanie brzmi co musi się jeszcze wydarzyć? By nami wstrząsnąć? By opadły z naszych oczu te różowe plastikowe okulary – te maski? By serce na powrót odczuło wrażliwość i współczucie – mogło ujrzeć prawdziwe oblicze naszych działań i ich konsekwencji, byśmy zaczęli dojrzewać jako istoty czujące i przestali widzieć tylko jeden gatunek, tylko jedną ludzką prawdę? Tylko jeden los warty wysiłku i ratowania, snuć tylko jedną opowieść. Życie wydaje mi się nieskończone w swych przejawach, w swoim unikatowym pięknie. Może przychodzi czas na bycie bardziej delikatnym, mniej zaborczym, na bycie kimś kto potrafi dawać życiu przestrzeń, dawać oddech, wsparcie, widzieć wszystko to jako niezwykle kruche i cudowne w swojej złożoności i nieuchwytności. Jest coś dobrego w nauce i w religii, w duchu i w materii. Jest coś dobrego w człowieku koniec końców to właśnie jest tym co ma przetrwać, ponieważ wspiera Całość Istnienia. Naszym darem jest Troska, która jest kompletnie pozbawiona obojętności wobec życia. To jest nasz wielki Dar.

Czasem trudna lekcja jest najważniejszą z lekcji – Wielkim Nauczaniem. Mistrzem w przebraniu pełnym grozy i bezpośredniości, bólem, strachem, zwątpieniem, śmiercią. Jest adekwatna w środkach i w wyrazie, wychodzi poza konceptualny pogmatwany umysł – otwiera nasze serce bez znieczulenia i przywraca zapomniany aspekt współodczuwania, gdyż tak naprawdę nie możesz być szczęśliwy w tak zaburzonym świecie. Nie możesz nie płakać, nie czuć lęku i przerażenia, bo dopiero wtedy stajesz się istotą świadomą i przytomną pozbawioną granic – otwartą. Świat obleka nić, która łączy wszystko i wszystkich – jest to Czucie. Czucie nie jest wytworem umysłu, nie jest koncepcją, nie jest opinią – bo to właśnie one nas dzielą i tworzą piekło wzajemnego obwiniania, nieskończone podziały. Czucie jest proste i bezpośrednie zakotwiczone w tej właśnie chwili, kiedy nie zagłuszasz tego staje się precyzyjnym narzędziem Mądrości. Ta Mądrość postrzega rzeczy bezpośrednio w ich pierwotnej podstawie i jest szokująco prawdziwa i skuteczna. Jest Mądrością Serca. Tej mądrości nie sposób zmanipulować. Poczuć tą nieskończoną Otwartość w tej właśnie chwili, które zupełnie bez wysiłku życzyć wszystkiego najlepszego wszystkiemu i wszystkim, to odnaleźć coś najbardziej naturalnego na świecie. To nasz prawdziwy stan Istnienia. Poczucie, że prawdziwe szczęście jest poza warunkami, poza wysiłkiem – całe szaleństwo, jest brakiem świadomości w ruchu umysłu, zagubieniem – utratą wrodzonego Spokoju. Ten Spokój nie potrzebuje religijnych opartych na dogmatach transakcji, rygorystycznych treningów, egotycznej żarliwości w najprawdziwszych prawdach – objawia się czystą niezafałszowaną Troską, która przestaje ograniczać kogokolwiek i cokolwiek – przestaje walczyć.

To koniec wojny.

Pokój.

Zwykły wpis
OBECNOŚĆ - TEKSTY

SZTUKA PRZEMIANY

Dopóki człowiek nie obejmie współczuciem wszystkich żywych stworzeń, dopóty on sam nie będzie mógł żyć w pokoju.

Dr. Albert Schweitzer

Z biegiem lat i doświadczeń odkryłem, że najważniejsza jest Obecność i Troska. Bycie przytomnym i świadomym podczas każdej czynności to praktyka, która wznosi naszą świadomość na poziom, gdzie realnie możemy pomóc sobie i światu. A możemy to zrobić jedynie wtedy kiedy staniemy się świadomi samych siebie, swoich motywacji, programów, wad, zalet, ograniczeń i możliwości. To jest konkretna praktyka, która pozwala nam odkrywać – kim w istocie jesteśmy i czego chcemy jako istoty ludzkie, jaka motywacja wyznacza kierunek naszemu życiu i nadaje mu sens. Dlaczego karmimy nasze ciało i troszczymy się o zdrowie czy ma to jedynie na celu nasze dobro, czy może zdajemy sobie sprawę, że rolą istot ludzkich w tym świecie jest pomagać sobie i wszystkim czującym istotom oraz z troską dbać o świat w jakim żyjemy. Świadomie ograniczając własny egoizm i zdobywając doświadczenie i wiedzę o otaczającej nas rzeczywistości zarówno na kolektywnym zewnętrznym poziomie jak i w subiektywnym indywidualnym wymiarze naszego konkretnego życia i ludzi wokół nas.

Zaczynając od naszego osobistego życia i doświadczenia – stawiamy pierwsze kroki świadomego opartego na Obecności i Trosce życia. Ucząc się siebie – odkrywamy Świat, bowiem jesteśmy jego odzwierciedleniem. Wyzwania z jakimi przychodzi nam się mierzyć w postaci mocno zaburzonej postmodernistycznej cywilizacji opartej na mechanistycznej i redukcjonistycznej wizji skrajnie materialistycznego paradygmatu – to niszczenie naturalnych cykli natury oraz jakże kruchej równowagi biologicznej na tej wyjątkowej i pięknej planecie. Wszystko to wynika z naszej nieświadomości i braku zrozumienia prawa przyczyny i skutku o czym doskonale pisał Eckhart Tolle w bardzo ważnej książce „Potęga teraźniejszości”:

Przyczyną wszelkiego zła jest nieświadomość. Można łagodzić jej przejawy, lecz nie uda ich się całkiem wyeliminować, dopóki nie usunie się samej przyczyny. Prawdziwa przemiana dokonuje się wewnątrz, a nie na zewnątrz. Jeśli czujesz w sobie powołanie do tego, żeby ulżyć cierpieniu na świecie, to bardzo szlachetnie z twojej strony, ale pamiętaj, że nie powinieneś skupiać się wyłącznie na sprawach zewnętrznych, bo czeka cię rozczarowanie i rozpacz. Dopóki nie nastąpi głęboka przemiana ludzkiej świadomości, cierpienie świata pozostanie bezdenną otchłanią. Pilnuj więc, żeby twoje współczucie było pełne, a nie jednostronne. Empatia i chęć niesienia pomocy, jaką budzi w tobie cudzy ból czy ubóstwo, musi być równoważona głęboką świadomością wiecznej natury wszelkiego życia i zasadniczej złudności wszelkiego bólu. Gdy zyskasz już tę świadomość, pozwól, żeby wszystko, co robisz, przeniknięte było twoim spokojem. Dopiero wtedy będziesz działał na poziomie skutku i przyczyny jednocześnie.

W naukach buddyjskich mówi się o czterech fundamentalnych czynnościach ludzkich związanych z ciałem, którymi są: jedzenie, spanie, chodzenie i siedzenie.
Umysł, który myśli, ciało, które żyje i energia, która nimi porusza stanowią całość i kiedy panuje między nimi równowaga wnosimy do świata prawdziwy Dar – Obecność i Spokój. Kuchnia, gotowanie jest miejscem, czynnością – gdzie łączy się nasz umysł, nasza energia i nasze ciało dodatkowo dochodzi fundamentalny czynnik, a mianowicie świadomość i fakt zarazem, że aby utrzymać przy życiu to ciało potrzebujemy pożywienia. Fundamentalny aspekt współzależności naszej fizycznej formy i całego spektrum zjawisk staje się oczywisty. Pomimo współczesnej narracji o „niezależności”, „wolności”, „indywidualizmie” i „autonomii”, które są jedynie umysłowymi abstrakcjami i oderwanymi od realiów pobożnymi życzeniami prawda współistnienia wszelkiego życia na tej planecie będzie nam coraz częściej przypominana, bowiem naszym urojonym oddzieleniem powodujemy planetarną katastrofę poprzez nieświadome i destrukcyjne działania.

Dieta roślinna jest ewolucyjnym krokiem opartym na świadomości tych problemów i przyczyn jakie je stworzyły. Przemysłowo – cybernetyczna cywilizacja bazująca na mechanicznym i oddzielającym światopoglądzie również zaczyna rozumieć współzależność wszelkich form życia na tej planecie, ponieważ każde zaburzenie powoduje szereg trudnych do przewidzenia zmian na wielu pozornie oddzielonych poziomach zjawisk. Ludzki umysł, który funkcjonuje w zupełnie oderwanym od życia wymiarze abstrakcyjnym, poprzez swoje niepohamowane ambicje tracił kontakt z energią i ciałem stając się swoistym pasożytem, który jest gotowy poświęcić wszystko w imię swojej urojonej i absurdalnej chwały.

Zmiana jest możliwa tylko w naszym życiu, nikt nie zrobi niczego za nas. Zrozumienie w jaki sposób my sami funkcjonujemy czy żyjemy głównie w abstrakcyjnym świecie umysłu i jego sztucznej wirtualnej technologicznej utopii mediów społecznościowych, negatywnych i opartych na lęku mediach, programach kontroli społecznej i mechanicznych religijnych kliszach opartych na ocenianiu i straszeniu czy staramy się wrócić do domu naszego ciała, naszej energii i natury naszego umysłu, który jest w swej esencji Mądrością i Współczuciem.

Czy wracamy do naszej kuchni zamiast iść do restauracji, gdzie w pośpiechu i rozproszeniu pod presją czasu przygotują nam jedzenie za pieniądze, za które handlujemy naszym życiem jakby było towarem, zamiast poświęcić czas własnemu zdrowiu, własnej rodzinie, bliskim i stworzyć coś smacznego używając własnych rąk i wyobraźni. Tracimy kontakt z cudownością prostej i szczerej codzienności, bezpretensjonalnej troski o każdą chwilę spędzając całe dnie w betonowych bunkrach korporacji nieustannie bombardowani sztucznymi potrzebami, trendami, modami stając się pozbawionymi życia konsumentami cywilizacyjnego absurdu, który pozbawiony jest miłości i troski a za dosłownie każdą jego aktywnością ukryta jest okrutna potrzeba profitu. Kiedy nasza świadomość budzi się ze snu – urojenia Wielkich Obietnic odłożonych w czasie – szukamy spokoju w Tu i Teraz. W tym co jest w nas prawdziwe i warte uwagi, co daje nam oparcie i wiarę, że życie warte jest życia i pomimo cierpienia i zła – możemy odnaleźć dobro, wielkoduszność i szlachetność – bowiem to nie zależy od nikogo oprócz nas. To nasza decyzja. Wybór, który podejmujemy gdy nie chcemy być kolejnym powodem bólu, a stawać się przyczyną Zmiany na lepsze i to jest najważniejszy moment Przemiany. Pierwszy krok, który wyznacza nową drogę, szlak gdzie spotkamy wielu ludzi podobnych nam wrażliwych i przytomnych, świadomych bólu tego świata i jego piękna. Niech każdy dzień okaże się Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą, gdzie rodzi się coś wartościowego i na nowo powstaje w nas inspiracja by jednak żyć tutaj i dać świadectwo człowieczeństwu.

To co robimy z Agnieszką nasze warsztaty i spotkania z Wami – to powrót do naszej ludzkiej i bezpretensjonalnej codzienności, gdzie odkrywamy na nowo esencję życia, radość istnienia bez sztucznej nadbudowy i ozdobników, to wdzięczność za Istnienie za możliwość podążania Drogą Serca. Dziękujemy.

Zwykły wpis